Bo tracenie też jest sztuką - Kochani, dlaczego się poddaliście?
13:40
Ostatnio ktoś mi powiedział, że wartość książki mierzy się jej oddziaływaniem na człowieka. Niektóre są po prostu dobre - ciekawe, napisane bez zarzutu, jednak nie zachowują się w pamięci na dłuższy czas. Z kolei są też takie, które wnoszą coś do życia, a po przeczytaniu zostają przy czytelniku jeszcze na długi czas. Kochani dlaczego się poddaliście? balansuje między tymi dwoma rodzajami dobrych książek. Nie jest genialna pod względem stylu czy opisów, ale ma w sobie coś, dzięki czemu człowiek zaczyna rozmyślać, analizować, czy też przeszukiwać internet w poszukiwaniu okoliczności śmierci legendarnych gwiazd rocka, tak jak było w moim przypadku.
Szesnastoletnia Laurel nie może się pogodzić z tragiczną stratą siostry.
Szuka pomocy idoli, którzy też odeszli: Kurta Cobaina, Amy Winehouse,
Jima Morrisona, Janis Joplin… Pisze do nich listy. Z tych listów układa
się opowieść o niej samej, jej cierpieniu, samotności, poszukiwaniu
siebie i przebaczeniu. Laurel podziwiała siostrę, ale czuła się przez nią zepchnięta w cień.
Teraz usiłuje pogodzić się z tym, co się stało i odnaleźć siebie. Choć
nie jest łatwo opłakiwać kogoś, komu się nie wybaczyło… Pisze o tym, co się zdarzyło, przeżywa to jeszcze raz. Zwierza się,
pyta. Te listy i miłość, którą odkrywa, pozwalają pojednać się z życiem i
z sobą samą. Rozumie, że nie mogła ocalić siostry, ale może ocalić
siebie.
Główna bohaterka, Laurel, wzbudza w czytelniku współczucie. Od
urodzenia żyła w cieniu May - gwiazdy rodziny. Była w nią
wpatrzona jak w obrazek. Nigdy nie miała swojego świata, własnej
osobowości. Żyła życiem starszej siostry i za wszelką cenę próbowała
stać się taka jak ona. Nic dziwnego, że kiedy ją straciła, straciła także
dużą część siebie. Musiała nauczyć się żyć po swojemu i wreszcie zacząć
kształcić resztki osobowości, jakich May nie zdążyła opanować. Zaczęła więc szukać pomocy u upadłych gwiazd. Jednak miałam wrażenie, że robiła rzeczy sprzeczne z tym, co pisała w listach. Rozumiem, wiele w życiu przeszła, ale denerwowała mnie, kiedy w prawie
każdym rozdziale z nie wiadomo jakiego powodu wybuchała płaczem, upijała
się, a potem robiła coś głupiego, bez przerwy się nad sobą użalając. Siostrę Laurel zniszczył alkohol, narkotyki i toksyczne znajomości, a ona zmierzała w tym samym kierunku. Nie wiem, czy było to wynikiem prawdziwego cierpienia, czy może chęci znalezienia się w centrum uwagi, ale jej zachowanie w wielu sytuacjach wydawało mi się nieodpowiednie i nielogiczne.
W całej tej historii nie mogło zabraknąć miłosnego wątku. Laurel wydawała mi się nieco dziecinna w swojej początkowej relacji ze Sky'em - tajemniczym przystojniakiem. Widać było, że chłopak jest doświadczony przez życie i nie szuka kolejnej głupiutkiej nastolatki, tylko czegoś poważnego. Tymczasem Laurel, swoim nieracjonalnym zachowaniem, za każdym razem udowadniała, że niczym nie różni się od tych wszystkich wiecznie pijanych desperatek. Kiedy zaczęła inaczej myśleć, ich relacja również się zmieniła i stała się poważniejsza, dojrzalsza, ale nie zmienia to faktu, że na początku łapałam się za głowę przy każdym spotkaniu tej dwójki.
Jak już pewnie każdy wie, jest to powieść epistolarna. Laurel opowiada o tym, co się dzieje w jej życiu i o towarzyszących tym wydarzeniom uczuciach, za pomocą listów. Tyle że adresatami są zmarłe gwiazdy rocka, kina, literatury, a nawet lotnictwa. Wprowadza to do książki wspaniały klimat - dziewczyna, która czuje, że upada szuka pomocy u ludzi, którzy już upadli, ale w wielkim stylu. Kurt Cobain, River Phoenix, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin - świat ich kochał. Bohaterzy tej książki również ich kochali, ale ta miłość była zbyt przytłaczająca. Jeśli każdy widział w nich swoich bohaterów, ale oni byli tylko ludźmi. Czuli się odpowiedzialni, obserwowani i wysuszeni z uczuć, bo wszystko co mieli, dawali swoim fanom, więc zniknęli... Ale nigdy nie zostaną zapomniani. Ta książka wiele ujawnia o życiu tych ludzi. To właśnie oni sprawili, że nie mogłam spać. Czytałam listy pożegnalne, słuchałam ich muzyki i czytałam ich wiersze, starałam się zrozumieć, jak ciężko im było, przez co przechodzili. I właśnie za tę możliwość jestem tej książce wdzięczna.
W całej tej historii nie mogło zabraknąć miłosnego wątku. Laurel wydawała mi się nieco dziecinna w swojej początkowej relacji ze Sky'em - tajemniczym przystojniakiem. Widać było, że chłopak jest doświadczony przez życie i nie szuka kolejnej głupiutkiej nastolatki, tylko czegoś poważnego. Tymczasem Laurel, swoim nieracjonalnym zachowaniem, za każdym razem udowadniała, że niczym nie różni się od tych wszystkich wiecznie pijanych desperatek. Kiedy zaczęła inaczej myśleć, ich relacja również się zmieniła i stała się poważniejsza, dojrzalsza, ale nie zmienia to faktu, że na początku łapałam się za głowę przy każdym spotkaniu tej dwójki.
A myślisz, że dlaczego miłość to coś tak wielkiego? Bo zawiera w sobie obydwie te najważniejsze rzeczy naraz. Jak jesteśmy zakochani, jesteśmy jednocześnie w śmiertelnym niebezpieczeństwie i zostajemy cudownie ocaleni.
Jak już pewnie każdy wie, jest to powieść epistolarna. Laurel opowiada o tym, co się dzieje w jej życiu i o towarzyszących tym wydarzeniom uczuciach, za pomocą listów. Tyle że adresatami są zmarłe gwiazdy rocka, kina, literatury, a nawet lotnictwa. Wprowadza to do książki wspaniały klimat - dziewczyna, która czuje, że upada szuka pomocy u ludzi, którzy już upadli, ale w wielkim stylu. Kurt Cobain, River Phoenix, Amy Winehouse, Jim Morrison, Janis Joplin - świat ich kochał. Bohaterzy tej książki również ich kochali, ale ta miłość była zbyt przytłaczająca. Jeśli każdy widział w nich swoich bohaterów, ale oni byli tylko ludźmi. Czuli się odpowiedzialni, obserwowani i wysuszeni z uczuć, bo wszystko co mieli, dawali swoim fanom, więc zniknęli... Ale nigdy nie zostaną zapomniani. Ta książka wiele ujawnia o życiu tych ludzi. To właśnie oni sprawili, że nie mogłam spać. Czytałam listy pożegnalne, słuchałam ich muzyki i czytałam ich wiersze, starałam się zrozumieć, jak ciężko im było, przez co przechodzili. I właśnie za tę możliwość jestem tej książce wdzięczna.
Styl
pisania nie zapiera tchu w piersiach, ale przecież to Laurel jest autorką listów. Sposób formułowania myśli, pokazuje, że nie bawi się w zbędne
ozdobniki, jednak czasem lubi popłynąć i porozmyślać w prosty, logiczny
sposób. Jest oszczędna w słowach, ale świetnie je ze sobą łączy. I właśnie to mi się podobało. Jeśli miałabym sobie wyobrazić, jak pisze załamana, szukająca siebie nastolatka, to właśnie tak by to wyglądało.
W tej książce są dwa elementy, przez które chce się brnąć dalej (na pewno nie główna bohaterka). Pierwszy to właśnie wspaniali ludzie. Przede wszystkim mam tu na myśli gwiazdy, do których pisze Laurel, bo to właśnie dla nich człowiek chce zagłębić się w tę historię. Jest też kilka drugoplanowych bohaterów. Tristan i Kristen - świetna para, która musi stawić czoła przyszłości, a także ojciec Laurel - nie da się go nie lubić. Drugim powodem jest śmierć May. Czytelnik przez cały czas zachodzi w głowę, co mogło stać się tego tajemniczego wieczoru. Czeka, aż Laurel powie o tym coś więcej, ujawni swoją winę, o której tak często wspomina, nigdy nie rozwijając wypowiedzi. Wprowadza to lekki dreszczyk emocji, ale także taki dziwny nastrój, który czuje człowiek, uświadamiając sobie, że ma do czynienia z tym jednym rodzajem śmierci, a dokładniej z samobójstwem.
Kochani, dlaczego się poddaliście? to opowieść głównie o stracie. Jej strony są przepełnione bólem i tęsknotą. Obok historii dwóch kochających się nad życie sióstr, jest też miejsce na problemy pewnej grupy normalnych świrów - zagubionych nastolatków, wciąż poszukujących siebie, którzy tak boją się dorosłości, że za wszelką cenę próbują czerpać radość z wszystkich małych rzeczy. Każdy z nich ma swoją historię, swoje ideały, które dawno odeszły, ale wciąż świecą gdzieś na niebie, zmuszając ludzi do patrzenia, do pamiętania. Ta książka już zawsze będzie kojarzyła mi się z melancholijną Nirvaną, słodkim głosem Judy Garland, listem pożegnalnym Kurta Cobaina, śmiercią Rivera Phoenixa oraz piękną muzyką i magią z niej płynącą. Uczy, że każdy człowiek, nawet ten najpiękniejszy, może kiedyś upaść, że śmierć gwiazd, które tak bardzo kochamy, nie miałaby sensu, gdyby nie ich przepełnione bólem życie, że to właśnie swoją muzyką pokazywali nam swoje wewnętrzne demony. Demony silniejsze od nich, przez które musieli się poddać.
W tej książce są dwa elementy, przez które chce się brnąć dalej (na pewno nie główna bohaterka). Pierwszy to właśnie wspaniali ludzie. Przede wszystkim mam tu na myśli gwiazdy, do których pisze Laurel, bo to właśnie dla nich człowiek chce zagłębić się w tę historię. Jest też kilka drugoplanowych bohaterów. Tristan i Kristen - świetna para, która musi stawić czoła przyszłości, a także ojciec Laurel - nie da się go nie lubić. Drugim powodem jest śmierć May. Czytelnik przez cały czas zachodzi w głowę, co mogło stać się tego tajemniczego wieczoru. Czeka, aż Laurel powie o tym coś więcej, ujawni swoją winę, o której tak często wspomina, nigdy nie rozwijając wypowiedzi. Wprowadza to lekki dreszczyk emocji, ale także taki dziwny nastrój, który czuje człowiek, uświadamiając sobie, że ma do czynienia z tym jednym rodzajem śmierci, a dokładniej z samobójstwem.
Nikt cię nie uratuje przed tobą samą. Zasypiasz na łące, z gór schodzi wilk i masz nadzieję, że ktoś cię obudzi. Albo przegoni wilka. Zastrzeli go. Kiedy jednak zorientujesz się, że wilk jest w tobie, zrozumiesz, że nie uciekniesz. I że nikt, kto cię kocha, nie zabije tego wilka, bo on jest częścią ciebie. Każdy widzi w nim twoją twarz. I nie naciśnie na spust.
Kochani, dlaczego się poddaliście? to opowieść głównie o stracie. Jej strony są przepełnione bólem i tęsknotą. Obok historii dwóch kochających się nad życie sióstr, jest też miejsce na problemy pewnej grupy normalnych świrów - zagubionych nastolatków, wciąż poszukujących siebie, którzy tak boją się dorosłości, że za wszelką cenę próbują czerpać radość z wszystkich małych rzeczy. Każdy z nich ma swoją historię, swoje ideały, które dawno odeszły, ale wciąż świecą gdzieś na niebie, zmuszając ludzi do patrzenia, do pamiętania. Ta książka już zawsze będzie kojarzyła mi się z melancholijną Nirvaną, słodkim głosem Judy Garland, listem pożegnalnym Kurta Cobaina, śmiercią Rivera Phoenixa oraz piękną muzyką i magią z niej płynącą. Uczy, że każdy człowiek, nawet ten najpiękniejszy, może kiedyś upaść, że śmierć gwiazd, które tak bardzo kochamy, nie miałaby sensu, gdyby nie ich przepełnione bólem życie, że to właśnie swoją muzyką pokazywali nam swoje wewnętrzne demony. Demony silniejsze od nich, przez które musieli się poddać.
Mniej więcej coś takiego napisałeś w liście przed samobójstwem. Że życie Twojej córki będzie lepsze bez Ciebie. Nie miałeś racji. To straszna wymówka kogoś, kto nie może znieść życia. Fatalny sposób na poczucie się lepiej, kiedy zostawia się kogoś, kto nie chce, żebyś odchodził. Kogoś, kto Cię potrzebuje.
★★★★★★★★✰✰
Wyzwania: