Umarłam, ale nie mogę przestać żyć...
12:10
7 razy dziś to książka, którą odkryłam w blogosferze.
Słyszałam na jej temat wiele pozytywnych opinii i kiedy tylko ją dostałam,
niepokojąco mnie do niej ciągnęło. Liczyłam, że zawarta w niej historia mnie
poruszy i nie będę mogła się od niej oderwać. Oczekiwałam czegoś skłaniającego
do refleksji, czegoś co jest świadectwem tego, jak bardzo człowiek może się
zmienić. Czy to otrzymałam? Sami zobaczcie.
Sam Kingston należy do grupy najpopularniejszych dziewczyn
ze szkoły, posiada przystojnego chłopaka i szalone przyjaciółki, z którymi
zawsze świetnie się bawi. Czuje się lepsza od nudnych kujonów i śmieje się z
dziewczyn, które nigdy nie dostały liściku miłosnego. Robi, co chce i kiedy
chce. Nie obchodzi jej, czy kogoś zrani, bo i tak wszystko uchodzi jej na
sucho. Aż do dnia, w którym ulega wypadkowi. Zdaje się, że umarła, a jednak
budzi się w swoim łóżku i na nowo przeżywa ten sam dzień. Teraz chce odzyskać
swoje idealne życie i zadaje sobie nurtujące pytanie: Czy naprawdę zasłużyła na
tak surową karę?
Kiedy rozpoczęłam czytanie tej książki kierowałam się
głównie ciekawością. Interesowało mnie to jak potoczy się cała ta historia.
Opis pierwszego dnia, w którym wydarzył się wypadek, był nieco nudny, ale zaraz
po nim było już tylko lepiej. Powiem szczerze, że do ostatniej strony nie
miałam pojęcia, jak będzie wyglądało zakończenie, a kiedy już je poznałam,
czytałam ostatni akapit kilka razy, bo można je interpretować na wiele różnych
sposobów. Zacznijmy jednak od początku…
Wszyscy bohaterowie to typowi uczniowie liceum. Jest tam
miejsce dla wrednych jędz, szkolnych kujonów, przystojnych chłopców, wiecznie
zaćpanych osobników oraz nieśmiałych dziewczyn, nad którymi znęca się ta
pierwsza grupa. Właśnie do niej należy nasza główna bohaterka. Jej zachowanie
było dla mnie po prostu nieuzasadnione. Wiecznie niezadowolona, kapryśna
dziewczyna, która nie widzi świata poza swoimi psiapsiółkami, nie docenia absolutnie
nikogo i niczego, jest całkowicie obojętna na wszelkie spotykające ją dobra, idzie
przez życie bez ani krzty współczucia czy jakiejkolwiek empatii, ignorując
każdego, kto nie jest wystarczająco cool, aby z nią rozmawiać. Bardzo ciężko
było mi się z nią utożsamić. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak można być aż tak zepsutym
człowiekiem.
"Drobiazgi układają się w szczególny wzór mojego życia, sprawiają, że jest niepowtarzalne - jak ręcznie tkany dywan, któremu indywidualne piękno nadają drobne skazy w splocie, niewielkie dziurki, uspokoi i niedoskonałości, których nie da się podrobić."
Właśnie ona opowiada całą tę historię, dzięki czemu widzimy jaki
wpływ miał na nią wypadek, co dokładnie czuła i jakie miała spojrzenie na świat
oraz otaczających ją ludzi. Jesteśmy
naocznymi świadkami jej przemiany oraz walki z samą sobą. Możemy nawet dostrzec
ten przełomowy moment, w którym uświadomiła sobie, że uprzykrzając życie
wszystkim otaczającym ją ludziom, robi krzywdę przede wszystkim sobie i że tak
po prostu nie można żyć. W sumie momentami zastanawiałam się, czy nie zdecydowała
się na zmianę tylko po to, aby wyjść z tego błędnego koła czasowego, ale wraz z
biegiem wydarzeń zyskiwała sobie moje zaufanie.
W książce pojawił się pewien wątek, który od razu mnie zaintrygował.
Chodzi tu o Juliet Sykes i jej historię. Nie będę się jednak w to bardziej
zagłębiać, ponieważ właściwie ten element sprawił, że ciężko było mi się
oderwać od lektury. Powiem tylko, że jest to smutna dziewczyna, zamknięta w sobie,
która z pewnością boryka się depresją, a do tego stanu nie doprowadził jej nikt
inny, jak nasza główna bohaterka Samantha wraz z paczką swoich przyjaciółek.
"Dobry przyjaciel nie zdradzi Twojego sekretu. Najlepszy przyjaciel dopilnuje, żebyś nie zdradził swojego sekretu."
Pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Lauren Oliver i
moje oczekiwania co do jej stylu pisania zostały w stu procentach spełnione.
Książka jest pełna głębokich refleksji, które sprawiają, że po jej przeczytaniu
człowiek po prostu musi usiąść i zastanowić się nad swoim życiem. Autorka,
stosując piękne opisy uczuć, miejsc i sytuacji,
bombarduje nas emocjami, które przyjmujemy na siebie z zapartym tchem. Myślałam,
że nie uda się jej opisać 7 razy tego samego dnia tak, aby czytelnik nie
zanudził się na śmierć. Grubo się jednak myliłam, ponieważ wbrew pozorom, w
każdej powtórce działo się coś innego i mimo to, że te dni były takie same,
bardzo się od siebie różniły. Pokazuje nam to, jak duży wpływ na tok naszego życia mają nawet
najmniejsze szczegóły, które mogą zmienić jego bieg.
"Przez większą część czasu - przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu - po prostu nie wiesz, jak i dlaczego nitki się ze sobą wiążą, i nie ma w tym niczego złego. Robisz coś dobrego, a zdarza się coś złego. Robisz coś złego, a wydarza się coś dobrego. Nic nie robisz, a wszystko wybucha."
7 razy dziś to książka o problemach młodych ludzi, którzy
ulegając wpływowi otoczenia, stają się wrakami bez uczuć i jakiejkolwiek
empatii, myślącymi tylko o tym, jak tu się zabawić czyimś kosztem. Opowiada
także o zrządzeniach losu i o tym, jak ważne w naszym życiu są najmniejsze
szczegóły, najdrobniejsze gesty oraz w jaki sposób mogą wpłynąć na otaczających
nas ludzi. Jednak przede wszystkim, jest to historia o ponoszeniu konsekwencji
płynących z ludzkich działań oraz o niezwykłej przemianie, którą może przejść
każdy, jeśli tylko będzie na to gotowy. Polecam ją każdemu, kto uważa, że świat
opiera się tylko na czerpaniu korzyści i
niedawaniu niczego w zamian. Każdemu, kto jest zagubiony i wciąż poszukuje
własnego ja. Nie jest ona przeznaczona tylko dla nastolatków, ale dla każdego
kto ma ochotę porozmyślać nad sensem swojego życia i znaczeniem swoich czynów.
7 razy dziś to wartościowa lekcja życia, którą zapamiętam na bardzo długo.
"Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni albo trzy tysiące, albo dziesięć- tyle czasu, że możesz się w nim zanurzyć, taplać do woli, że możesz pozwolić by przesypywał ci się przez palce jak monety. Tyle czasu, że możesz go zmarnować."
0 komentarze