Ostateczne starcie między Światłem, a Ciemnością...
12:17
Wszystko musi się kiedyś skończyć. Książki również się kończą, jednak pożegnania z dłuższymi seriami są wyjątkowo trudne. Swoją przygodę z Domem Nocy zaczęłam w styczniu zeszłego roku. Naznaczona była drugą książką w mojej biblioteczce. Spodobała mi się od pierwszych stron. Nie wahałam się więc przed kupnem pozostałych części i tak o to dotarłam do końca.
Zoey Redbird ma poważne kłopoty. Przekazuje Afrodycie kamień proroczy, a sama oddaje się w ręce policji i zrywa kontakty ze swoimi przyjaciółmi. Pragnie ponieść zasłużoną karę, nawet jeśli jej ciało miałoby odrzucić Przemianę i umrzeć. Jedynie miłość najbliższych może ocalić Zoey przed Ciemnością, która zawładnęła jej duszą. Niestety, z mroku wyłania się zło. Neferet ukazuje śmiertelnikom swoje prawdziwe oblicze i ogłasza się boginią Ciemności, czyniąc z mieszkańców Tulsy swoich zakładników.
W tej części Zoey się zmieniła. Wreszcie nieco wydoroślała, stała się bardziej odpowiedzialna, a przede wszystkim bardziej świadoma swojego egoizmu. Szkoda, że dopiero teraz wyciągnęła wnioski ze swoich błędów, bo gdyby obudziła się wcześniej, z pewnością wiele spraw potoczyłoby się inaczej. Mimo wszystko niełatwo jest mi się z nią rozstawać i postaram się zapamiętać ją jako silną, młodą dziewczynę, która miała gorsze chwile, ale pokonała je i stała się prawdziwą kobietą, dokonującą właściwych wyborów. Najbardziej będę jednak tęsknić za Afrodytą, która swoją szczerością wywoływała we mnie śmiech nawet w najbardziej tragicznych momentach. Z radością ogłaszam, że w Wyzwolonej wszyscy wreszcie zaczynają się ze sobą jednoczyć i działać razem. Wszelkie spory i problemy sercowe odchodzą na bok. Liczy się tylko walka z Neferet. Ciężko jest mi się pogodzić z zaskakującą śmiercią dwóch postaci szczególnie obdarzonych moją sympatią. Tutaj pojawia się szczęście w nieszczęściu, ponieważ nie był to dla nich ostateczny koniec, ale początek czegoś nowego, na co oboje czekali od wieków.
"Śmierć jest nieuchronna dla wszystkich śmiertelnych. Nie jest ani dobra, ani zła, stanowi jedynie element wielkiej spirali życia."
Dom Nocy nie jest jakimś arcydziełem. Styl pisania specjalnie nie zachwyca, jednak podziwiam autorki za ich zdolność składania tych wszystkich zaklęć, przepowiedni i rytuałów, a szczególnie jestem im wdzięczna za powiązanie tego wszystkiego z naturą. Te elementy przyczyniły się do zrobienia z serii o wampirach niezwykłej opowieści o pradawnej magii i młodych ludziach, przeznaczonych do walki z Ciemnością. Nawet już trochę przyzwyczaiłam się do tego, że rozdziały z perspektywy Zoey pisane są w pierwszej osobie, a z perspektywy innych bohaterów w osobie trzeciej. Tym razem nieco mniej mi to wadziło. Niestety coś innego mnie zirytowało, a mianowicie rozdziały widziane oczami Neferet, które były namacalnymi dowodami jej próżności.
Pożegnanie z Domem Nocy nie jest dla mnie łatwe, ale będę pocieszać się myślą, że zostały mi do przeczytania jeszcze trzy dodatki, które nieco zapełnią pustkę po tak mile spędzonych chwilach z baranim stadkiem Zoey. Mała część mojego serca już zawsze będzie zapełniona przez zapach lawendy, ciasteczka babci Redbird, ironiczne uwagi kochanej Afrodyty, cudowną Tulsę i przede wszystkim Nyks, od której tak naprawdę cała ta historia się zaczęła.
"Nie mogę kontrolować innych. Mogę tylko kontrolować siebie oraz swoje reakcje. I kiedy wszystko inne zawodzi, wybieram dobroć. Ukazuję dobre serce. Jeśli więc nawet dokonałam kiepskiego wyboru, przynajmniej nie ucierpiała na tym moja dusza."
Serię o Domu Nocy w Tulcie polecam każdemu, kto znudzony jest rzeczywistością i szuka czegoś co pozwoli mu się od niej oderwać. Zawiera w sobie ogromną dawkę śmiechu, dobrego humoru oraz emocji wynikających z nieoczekiwanych zwrotów akcji. W tych dwunastu tomach zawarte są wszystkie prawdy życiowe. Każda postać reprezentuje sobą jakąś wartość. Stevie Rae i Rephaim są wzorem bezwarunkowej miłości, która jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody. Afrodyta – szczerość mimo wszystko. Postać Neferet – zło może czaić się nawet tam, gdzie najmniej byśmy się go spodziewali. Mówi nam także jak bardzo czasem mylimy się w ocenie drugiego człowieka. Babcia Redbird na każdym kroku przypomina, że najważniejszy dla duszy jest spokój oraz harmonia i zawsze, nawet kiedy wszystko wokół się wali, zawsze trzeba zachować w sercu dobroć. Wszyscy wojownicy, Stark, Darius, Kalona, są uosobieniem poświęcenia, przy czym ten ostatni na dodatek jest żywym dowodem ogromnej przemiany, uczenia się na popełnionych błędach oraz płacenia za nie, a przede wszystkim zagubienia i szukania właściwej drogi. Jednak Zoey, wszystko to, co przeżyła i dzięki komu przetrwała ujawniają najważniejszą prawdę: Przyjaźń drugiego człowieka jest bezcennym skarbem, a czasem nawet ostatnim ratunkiem "rozerwanej" duszy, bo kiedy wszystko wokół zacznie się walić i zawodzić, przyjaciele będą tymi, którzy przywrócą barwy naszemu szaremu życiu, sprawią, że problemy pójdą w zapomnienie, w chwilach zwątpienia dadzą porządnego kopa, a przede wszystkim zawsze będą wspierać i nigdy, ale to nigdy nie pozwolą nam upaść. Nie żałuję ani jednej minuty poświęconej tej serii, będę ją bardzo miło wspominać. I pamiętajcie:
„Ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie ze sobą dobro”
★★★★★★★✰✰✰
Wyzwania:
0 komentarze