Następczyni, czyli jak daleko pada jabłko od jabłoni...
08:57Następczyni to kolejny tom Selekcji, cyklu, który porwał mnie od pierwszych stron. Jedyna miała zamknięte zakończenie, więc kiedy usłyszałam, że poznam dalszy ciąg tej historii, nie mogłam powstrzymać radości. Mimo że tym razem głównymi bohaterami nie byli Maxon i America, gdzieś wgłębi duszy liczyłam na ponowne spotkanie z pokochanymi przeze mnie postaciami. Widziałam na jej temat wiele negatywnych opinii, w które nie chciałam wierzyć, ale chyba jednak muszę się z nimi zgodzić i stwierdzić, że ta część nie jest tak powalająca jak pozostałe.
Dwadzieścia lat temu America Singer wzięła udział w Eliminacjach i
zdobyła serce księcia Maxona. Teraz nadszedł czas, by swoje Eliminacje
zorganizowała księżniczka Eadlyn. Eadlyn nie oczekuje, że jej Eliminacje
będą choć odrobinę przypominać bajkową historię romansu jej rodziców.
Jednak gdy rozpoczyna się rywalizacja, dziewczyna odkrywa, iż
znalezienie szczęśliwego zakończenia nie jest tak niemożliwe, jak zawsze
się spodziewała.*
Eadlyn Shreave to kolejna główna bohaterka, która odpycha czytelnika samym swoim sposobem bycia. Jest nawet gorsza od Samanthy Kingston z 7 razy dziś, tylko że, jak na księżniczkę przystało, nieco mądrzejsza i bardziej zdyscyplinowana. Jak bym ją opisała? Wiecznie niezadowolona, samolubna panienka, która troszczy się tylko o siebie i myśli, że cały świat przyporządkuje się do jej potrzeb. Każdy kto ośmieli się skrytykować bądź urazić jej wysokość złym słowem, skazany jest na godzinną przemowę o jej cierpieniu. Ta dziewczyna próbuje stworzyć wokół siebie aurę siły i niezależności, a wychodzi jej otoczka infantylności. Bo tak właśnie zachowuje się przez większość czasu-dziecinnie. Niby o wszystko i wszystkich się martwi, ale co by się nie działo, to ona zawsze jest najbardziej pokrzywdzona. Strasznie współczuję każdemu, kto mieszka z nią pod jednym dachem. Ja osobiście nie mogłabym żyć z taką osobą. Nie potrafi wesprzeć, powiedzieć drugiemu człowiekowi dobrego słowa. Jest
wręcz stworzona do narzekania i niszczenia humoru wszystkim na
przestrzeni trzystu metrów. Próbowałam się z nią utożsamić, ale ani trochę mi to nie wyszło. W całym jej zachowaniu potrafiłam zrozumieć tylko mur, który wokół siebie zbudowała, reszta nie miała dla mnie najmniejszego sensu. Pod koniec może i zaczęła się trochę starać, ale tak zepsutemu człowiekowi ciężko okazać jakiekolwiek współczucie.
Przyszła królowa Illei strasznie odstaje od całej swojej rodziny. Nie wiem po kim odziedziczyła te wszystkie okropne cechy. America jest dobra i kochająca, Maxon wyrozumiały i empatyczny....A ona? Ona chyba wdała się w dziadka...Różni się nawet od swoich trzech braci, którzy cieszą się z tego co mają, żyją tak, aby nikomu nie sprawiać problemów i nieco ulżyć zapracowanym rodzicom.
"Zastanawiałam się, czy właśnie dlatego otoczyłam się murem - czy obawiałam się, że każdy, kto go przekroczy, odbierze mi kontrolę."
Od rozpoczęcia książki czekałam na ponowne spotkanie z pozostałymi bohaterami. Patrząc na nich wszystkich w rolach rodziców, czułam wielką dumę. To dzięki nim uśmiechałam się w trakcie czytania. Jeśli chodzi o Americę i Maxona, ta część była tylko przypieczętowaniem ich dopasowania. Uczucie, które kiedyś pojawiło się między nimi, przetrwało bardzo wiele i zdradzę wam, że trwa nadal i ani trochę nie osłabło. Szkoda że tak rzadko się pojawiali, ale chyba będę musiała zrozumieć, że ich historia już się zakończyła. Mimo wszystko miło będzie mi śledzić losy ich dzieci, wiedząc, że oni sami również będą czasem przeplatać się przez strony.
Nie mogę powiedzieć, że wszystko w tej książce woła o pomstę do nieba. Spodobał mi się pomysł z eliminacjami mężczyzn. Myślałam, że Cass nie zdoła stworzyć aż trzydziestu pięciu innych osobowości, ale chyba jej nie doceniłam, bo pokazała nam egzystencję prawie każdego z nich. Oficjalnie ogłaszam ją mistrzynią masowego kreowania postaci. Niektórych kandydatów obdarzyłam wielką sympatią. Wierzę, że Kile i Henri byliby idealnymi mężami ale nie chcę, aby jej wysokość Eadlyn, gubiąc okruchy swojego człowieczeństwa, zniszczyła życie jednemu z nich. Chociaż z drugiej strony, gdyby zostawiła gdzieś za sobą dumę i próżność oraz bardziej otworzyła swoje serce na miłość, mogłaby stworzyć z którymś z nich coś naprawdę fajnego.
"Są pewne rzeczy, których nie dowiesz się o sobie, dopóki nie wpuścisz kogoś w najgłębsze zakamarki serca."
Całą tę historię widzimy z perspektywy Eadlyn. Nie sądzę, aby była godna tego stanowiska, ale w pewnym stopniu ten zabieg był konieczny. Dlaczego tak uważam? Ponieważ poprzednie części pokazane były z perspektywy kandydatek eliminacji, a teraz możemy zobaczyć, jak na to wszystko patrzy rodzina królewska oraz bliżej przyjrzeć się intencjom jej członków.
Kiera Cass pisze bardzo łatwym do czytania językiem. Każdą z jej książek, nawet tę, można pochłonąć w zaledwie kilka godzin. Nie jest obfita w głębokie refleksje, ale zawiera kilka solidnych nauk i ważnych wartości życiowych. Charakter głównej bohaterki skłania do wielu zastanowień i myślę, że w kolejnym tomie będziemy świadkami jej niezwykłej przemiany, ale zobaczymy jak to będzie. Do tego seria wciąż dotyczy przede wszystkim dokonywania prawidłowych wyborów i ponoszenia konsekwencji tych niewłaściwych.
"- Wiesz, zarówno w przypadku chłopców, jak i dziewcząt uważam agresję za oznakę słabości. Zawsze robi na mnie większe wrażenie, gdy ludzie potrafią coś przerwać samymi słowami."
Następczyni nie jest taka jak pozostałe części, ale myślę, że fani serii powinni po nią sięgnąć. Skończyła się w sposób, który nie jednego z nich by zasmucił i ja osobiście dla Maxona, Ameriki, pokochanych przeze mnie bohaterów i zaspokojenia swojej ciekawości, przeczytam kolejny tom.
"Nie jestem pewien, czy istnieje los lub przeznaczenie, ale mogę ci powiedzieć, że czasem to, czego pragniesz, pojawia się w drzwiach tylko po to, by cię odtrącić. A mimo to jakimś cudem zyskujesz pewność siebie."
★★★★★1/2
Wyzwania:
0 komentarze